Na przestrzeni ostatnich dwudziestu paru lat wolnej Polski, odzyskany, czy też na nowo wprowadzony, ustrój demokratyczny jest cały czas reformowany i ewoluuje w kierunku coraz większego zakresu władzy dla samorządów terytorialnych. W ich gestii są już placówki opieki zdrowotnej, kultury, oświata i szkolnictwo. Od samorządów również zależy stan infrastruktury miejskiej oraz priorytety inwestycyjne, nawet wtedy, gdy częściowo finansowane są z budżetu centralnego. Opieka nad kondycją miasta i mieszkańców, zmiany w układzie urbanistycznym, komunikacja miejska oraz inne kluczowe problemy leżą w gestii samorządu. Dlatego bardzo trudno zrozumieć, dlaczego jest tak nikłe zainteresowania społeczeństwa wyborami samorządowymi. Frekwencja wyborach do samorządów lokalnych jest jeszcze niższa niż do parlamentu i wyborach prezydenckich. Odrobinę większe emocje budzą wybory na prezydentów i burmistrzów miast, ale też nie na tyle większe, aby pofatygować się na spotkania wyborcze i osobiście przekonać się, co kandydat ma do zaoferowania, jaka jest jego wiedza na temat miasta i jego najistotniejszych problemów. Zupełnie zainteresowania nie budzą wybory do rady miasta. Wygląda to tak, jakby mieszkańcom było kompletnie obojętne, kto w ich imieniu będzie zarządzał miastem i jaki przyjmie kierunek rozwoju. Nawet mało kto chce wiedzieć, czy przyszli radni w ogóle nadają się do tej funkcji.