Zakładając rodzinę zawsze mamy głęboka nadzieję, że będzie ona szczęśliwa i trwała. Staramy się o to, by utrzymywać ze swoimi bliskimi jak najlepsze relacje, unikać napięć i konfliktów. Niestety nie zawsze to się udaje. Gdy przychodzą jakieś trudne sytuacje albo kryzysy małżeńskie, trudno jest czasem je udźwignąć lub przezwyciężyć. Można wówczas korzystać z pomocy psychologów w poradniach rodzinnych. Jeśli z ich udziałem uda nam się rozwiązać problemy, to świetnie. Ale bywa i tak, że osiągnięcie lepszego porozumienia się i możliwość dalszego wspólnego życia staje się nierealna. Wtedy jedynym rozwiązaniem jest rozwód.

Przy bardzo zaostrzonych konfliktach im szybciej to zrobimy – tym lepiej. Trzeba się jednak liczyć z tym ile trwa rozwód. Wszystko zależy od tego, na ile zwaśnione małżeństwo jest w stanie dojść do porozumienia w zasadniczych sprawach. Dotyczą one opieki nad dziećmi, podziału majątku, kwestii mieszkania. Jeśli nie ma w tym względzie zgodności, sąd uruchamia dodatkowe procedury, co znacznie wydłuża czas całego procesu.
Jeśli rozstanie się małżonków odbywa się za obopólną zgodą, wszystko odbywa się szybciej. Ale ile trwa rozwód, gdy każda ze stron, za wszelką cenę chce wykazać, że to nie ona ponosi winę za rozkład związku? Czasem ciągnie się to latami. Sąd zwraca się do biegłych o opinię, bada wszystkie okoliczności funkcjonowania rodziny, wzywa świadków. Obciążenie sądów rodzinnych jest na ogół tak duże, że odległość pomiędzy kolejnymi rozprawami sięga czasem kilku miesięcy. Jest to uciążliwe, gdy sytuacja jest bardzo napięta.

Wydłużony czas procesu rozwodowego ma też czasem dobre strony. W trakcie jego przebiegu, sąd na ogół kilkakrotnie wzywa małżonków do pojednania się. Ma to na celu powstrzymanie rozpadu rodziny. Kiedy więc opadną pierwsze emocje możemy w bardziej racjonalny sposób podejść do naszych problemów. Po wspólnym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, dochodzimy do wniosku, że decyzja o rozstaniu była zbyt pochopna i rezygnujemy z rozwodu.

ostw.pl

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułpiłem, nie jadę
Następny artykułIdziemy na pasterkę

ZOSTAW ODPOWIEDŹ